Tak, czterodniowy wyjazd na Węgry skończył się dnia piątego.
Uznałem, że ok. 3 godziny przerywanego snu w nocy mi wystarczą i po drodze w razie trudności będę się stymulował napojami energetycznymi. Przez całą drogę Zuza bacznie mi się przyglądała, czy nie zamykają mi się oczy, ale nie był to najlepszy sposób kontroli, ponieważ.. zasypiałem z otwartymi:P. Nie był to długi sen, może sekundowy, ale czułem się nagle budzony, wybity z kontekstu, kolejna sekunda na przypomnienie sobie gdzie jestem i szybki zjazd na najbliższą stację, by zatankować (auto gazem) i zatankować (siebie energetykiem). Podróż była uciążliwa do tego stopnia, że przyzwyczajony do Słowackich cen w euro, zdziwiłem się widząc cenę 39 za puszkę napoju. Pani za ladą odparła, że "Jesteśmy w Ciechach, to są korony", co mnie uspokoiło - przespałem granicę!
Po minięciu granicy Czesko-Polskiej po raz pierwszy na prawdę przydał się GPS, ponieważ na jednym z miliona rozwidleń i mijanek (spowodowanych remontem naszych dróg) zgubiłem się! Szybko wróciliśmy na trasę, dzięki uprzejmemu i ciepłemu głosowi pani siedzącej w GPSie.
Tak czy inaczej udało się dotrzeć do domu około 19. Pozostało nam wiele zdjęć, miłe wspomnienia z wyjazdu i niezbyt miłe z powrotu.