Geoblog.pl    michalp44    Podróże    4 dniowy wyjazd na Węgry    Przeszczep serca
Zwiń mapę
2011
20
lut

Przeszczep serca

 
Węgry
Węgry, Nyúl
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 578 km
 
Powrót!
Uznaliśmy, że wyjazd był udany! Zobaczyliśmy kawał miasta, poobcowaliśmy z Węgrami - nie sposób zrozumieć ich dźwięcznego języka. Wyjazd, mimo kilku potknięć, udany - jak już raczyłem wspomnieć. Teraz pozostał powrót. Leniwa pobudka (to chyba standard..), pakowanie wszystkiego jak leci, niby poskładane, a jednak dużo więcej miejsca zajęte w walizce niż w pierwszą stronę. Check out i do auta.

Z miasta wydostaliśmy się łatwo, udało się też znaleźć stację benzynową z LPG, o którą tak trudno w tym kraju. Czy coś może pójść nie tak? Tak.

Po kilkudziesięciu kilometrach zaczęły migać, od czasu do czasu, kontrolki: serwis silnika i poziom oleju. Olej dolałem przed wyjazdem, a jeszcze w drodze do Budapesztu serwis silnika dawał o sobie znać. Ale skoro wszystko szło sprawnie uznałem, że coś jest na pewno zepsute! Po wnikliwym przeanalizowaniu objawów i odczuwalnych skutków uznałem, że zepsute są.. kontrolki.

Po 123 km w stronę Bratysławy, nagle dało się usłyszeć głośny stukot spod maski i swąd przytapianego plastyku. Spojrzeliśmy po sobie i zjechałem na pobocze. Silnik cały zabryzgany olejem, korek od wlewu leżący na pokrywie. Sprawa zaczęła się PO WOLI stawać jasna. To jednak silnik się zepsuł!
Uzupełniłem olej i zacząłem mielić rozrusznikiem, ale wszystko na nic. Silni warczał, ale nie chciał zapalić. Nikt na autostradzie nie zatrzymał się na widok człowieka wymachującego kanistrem po oleju (wtedy myślałem, że dolanie oleju do właściwego poziomu pomoże). Po trzech kwadransach zatrzymał się laweciarz i zaoferował pomoc. Zawiózł nas - mnie, Zuzę i wrak, do pobliskiego warsztatu.

Mechanicy na sam dźwięk chcącego zapalić (SIĘ!) silnika machnęli ręką. Brak kompresji. Sugerowałem, że może wystarczy wymienić pierścienie na tłokach i da radę, ale Szef upierał się, że silnik jest martwy. Kilka telefonów i udało mi się zorganizować pieniądze na dość kosztowną operację - przeszczepu serca wysłużonej już Astry.

Postanowiliśmy czekać w poczekalni warsztatu, aż auto zostanie naprawione, mimo, że mogło to potrwać nawet do 3 w nocy! jak zapewniał Szef. Za każdym razem gdy koło nas przechodził pytał, czy nie chcemy się udać do hotelu, bo to tylko 30 EUR od osoby. Niby mogliśmy nie pajacować i wydać te 250 zł, ale w obliczu pokrycia kosztów lawety i naprawy nie chcieliśmy szarżować z pieniędzmi.
O 22:00 stary silnik został już wyjęty (widać było urwany korbowód, silnik nie miał szans odpalić.. Tłok zachowałem na pamiątkę), pół godziny później przywieziono nowy silnik (przypominam że to godzina 22:30 w NIEDZIELĘ, myślę, że załatwienie o tej porze czegokolwiek nastręcza trudności). Około pierwszej w nocy powiedziano nam, że całą akcja może potrwać nawet jeszcze 4 lub 5 godzin! Osiem godzin później podjęto pierwszą próbę odpalenia silnika. Po trzeciej próbie około godziny 11:00 byliśmy gotowi do drogi powrotnej.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
GlobTrotuar
GlobTrotuar - 2014-10-07 01:48
A ile Bracia Węgrzy policzyli sobie za 'przeszczep'?
 
michalp44
michalp44 - 2014-10-07 20:23
Cała ta zabawa z lawetą i wymianą silnika kosztowała ok 5,5k ;/
 
 
zwiedził 3% świata (6 państw)
Zasoby: 52 wpisy52 62 komentarze62 172 zdjęcia172 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
26.06.2012 - 13.08.2012
 
 
29.04.2012 - 20.05.2012