Dzien pierwszy zwiedzania.
Po niezbyt wczesnym sniadaniu, zaplanowaniu trasy, udalismy sie pieszo, zapoznac z miastem. O krok za drzwiami Zuza zwrocila uwage na czerwona torebeczke, zatknieta za przednia wycieraczka, w naszym zaparkowanym przed hostelem, aucie. To oczywiscie "oplata dodatkowa" za brak waznego bilety parkingowego. I rzeczywiscie, jak zaczalem szukac wzrokiem, znalazlem gdzies daleko doskonale ukryty parkometr, ktorego po zmroku nie sposob zauwazyc. Zasiegnelismy rady obslugi hostelu gdzie mozna to zaplacic, oraz postanowilismy wykupic miejsce parkingowe na kolejne 2 dni na terenie hostelu. Oplata nie byla na szczescie zbyt wysoka i stanie na ulicy wynioslo nas nie cale 20zl drozej.
Szlismy wzdluz Dunaju, az do Mostu Wolnosci, a nastepnie ulica Vasi, najslynniejsza po tej stronie miasta, odpowiednikiem naszej Piotrkowskiej. Po drodze planowalismy wstapic na poczte, by zaplacic mandat, ale nie znalezlismy jej tam gdzie Pani z hostelu zaznaczyla nam na mapie. Zapytani przechodnie wskazali nam droge, ale oznaczalo to, ze musielismy sie cofnac cala dlugosc Vasi. Nic to, czas mamy!
(Po drodze spotkalismy mezczyzne rozmawiajacego ze znajoma. Trzymal na smyczy zwiniety, mokry koc. Tak to wygladalo z daleko, ale jak podeszlismy blizej, okazalo sie, ze byl to pies, lecz zamiast siersci mial normalne, psie dredy. Nie wiem czy to taka rasa, czy facet celowo mu je ukrecil, w kazdym razie taki rasta-pies to bardzo ciekawy widok.)
Po zalatwieniu tej bolesnej dla portfela formalnosci, udalismy sie w Bazyliki Swietego Stefana. Ogromna, urzadzona na bogato - robi wrazenie. Zanim zdazylismy wejsc do srodka, zostalismy zaczepieni przez kilka osob oferujacych wycieczki. Jeden chlopak w odpowiedzi na pytanie uslyszal, ze jestesmy z Polski - pokiwal glowa i nasladujac ruchy bokserskie nasladowal polskie wyrazy: aaa, ustawka.. aaa Peja, hip-hop singer.. Do you know Glohanos? Yes, Glohanos.. (daje mu do zrozumienia, ze za bardzo nie rozumiem), Glohanos - Peja's song. Zrozumialem - "Głucha Noc". Faktycznie Peja spiewal taka piosenke, pamietam, ze sluchalem jej w podstawowce.
Szlismy waskimi, zabytkowymi uliczkami, otoczeni przez ciasno zbudowane kamienice, ale rowniez ulicami nowoczesnymi (np. ulica mody, gdzie pelno bylo butikow znanych projektantow).
Wracajac skusil nas zapach pieczonych ciastek - przez szybe ogladalismy jak kucharz sprawnym ruchem kroi i nawija ciasto na derwniany walek, z ktorego po upieczeniu zsuwa gotowy wyrob o cudownym zapachu. Nabylismy jedno z mysla o zjedzeniu go powrocie do hostelu, przy kawce. Niestety, po pieciu minutach zmodyfikowalismy nasze plany a po chwili juz go nie bylo.