Po 2,5 godzinnej podrozy wysiadamy w Granadzie. Przygotowalem sobie w glowie pytanie o droge po hiszpansku i starajac sie nasladowac akcent i wymowe pytam przypadkowa pania o droge. To byl blad, bo kobiecina (blednie) uznala, ze dobrze znam jezyk i zasypala mnie radami, ktorych w ogole nie zrozumialem. Po wyrazie mojej twarzy zreflektowala sie, ze do mnie trzeba po woli i wyraznie, po czym powiedziala ¨prosto i w lewo¨, co mi zupelnie wystarczylo.
Znalezlismy przystanek. W odpowiednim autobusie inna pani wskazala nam, gdzie mamy wysiasc (w Hiszpanii wszystkie sa na zadanie) i bylismy juz o krok od Hostelu.
Hostel Doquesta w kontrascie z hostelem z Cordoby wydaje sie byc piecio gwiazdkowym Hiltonem. Mamy tutaj ladna dwojke z umywalka, do dyspozycji kuchnie (wszystko w stali nierdzewnej), darmowa kawa z automatu, komputer z internetem, darmowe dzwonienie do Polski, oraz wliczone w cene sniadania. Bardzo mila odmiana, bo cena taka sama. Jest tylko jeden mankament - 4 pietro (..) i widok z okna na ulice na ktorej trwaja prace budowlane. Na szczescie Hiszpanie maja dosc leniwy stosunek do pracy, wiec zaczynaja dopiero o 9, koncza o 17 i robia duuuzo przerw w pracy, wiec odglosy kucia kamiennych plyt sa do zniesienia.